Niespodzianka. W Xi’an mamy dla odmiany przeuroczy hotelik. W samym centrum muzułmańskiej dzielnicy.Hotelik jest maciupeńki i wchodzi się do niego przez wąski tunel z ulicy. Ma mini dziedziniec z drzewem, złotymi rybkami plumkającymi się w sporej misie i rudego kota. Prezerwatyw brak. Posiadanie kota i nie posiadanie tego poprzedniego zapewne ściśle związane z religią.
W Xi’an porozumienie się z tubylcami jest trudniejsze niż w Pekinie. Rozmawiają jedynie w rodzimym języku. Samo tłumaczenie taksówkarzom, gdzie chcielibyśmy się dostać zajmuje masę czasu. Na prawdę masę czasu… W tej sytuacji niezastąpione są kalambury. Pokazujemy sobie rożne rzeczy gestykulując, rysujemy i zgadujemy o co komu chodzi.
Rownież uzyskanie informacji co ile kosztuje, a przede wszytskim sama sprzedaż konkretnych produktów nastręcza dużych trudności. Nawet uzgodnienie ilości zamówionego towaru jest problematyczne. Przykładowo: chcieliśmy kupić cztery miseczki noodli z czymś chińskim. Pokazywaliśmy na palcach cztery palce. Otrzymaliśmy dwie porcje makaronu. Po tym nastąpiła burzliwa dyskusja, że w zasadzie jest nas czworo i każdy z nas chce zjeść te oto pyszne noodle. Otrzymaliśmy jedną miseczkę strawy więcej. Swoje śniadanie uzyskałam pokazując palcem na swoją paszczę, mlaszcząc zachęcająco i wskazując drugim palcem na swój brzuch.
Z niewielkimi (ha, ha!) komplikacjami związanymi z komunikacją dotarliśmy do miejsca, gdzie stacjonuje Terakotowa Armia. W tym przeogromnym muzeum trochę czasu zajmuje znalezienie terakotowych wojowników. Przy okazji można zaliczyć wystawy przeróżne, w tym obejrzeć sobie znicz olimpijski z 2008 roku. Szczerze mówiąc niezbyt ciekawy ten znicz i w dodatku niezbyt stary.
Nie bardzo wiem jak opisać Teraktową Armię. Zdumiewające są okoliczności w jakich powstała, wygląd wojowników i to, że grobowiec cesarza Qin Shi Huang Di wraz z armią odkryto dopiero w 1974r, przy czym nadal trwają zaawansowane prace archeologiczne. Przede wszystkim jednak wyobrażenie sobie tego, że ten Ósmy Cud Świata powstał na kościach i krwi 700.000 przymusowych robotników ze wszystkich stron cesarstwa, przekracza możliwości moje pisaniny.
Ale za to mogę napisać, że zapłonęłam pożądaniem na widok replik kołder znalezionych w jednej z katakumb i datowanych na 475 BC-221 BC. Wyszyte na jedwabiu wzory są tak piękne, że nawet ja zamilkłam. Swoją drogą ludzka potrzeba piękna jest niezwykła!
Jutro lecimy do Guilin. Na samą myśl, że rano trzeba będzie wytłumaczyć taksówkarzowi, że potrzebujemy dwóch taksówek, bo my i nasze nasze bagaże nie zmieszczą się w jednym aucie cierpnie mi skóra.